Siedziałem na podłodze siłowni w centrum miasta z moim trenerem, Conorem. Ten moment pamiętam jak przez mgłę. Spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział: "Neil, nadal nie jesz, prawda?". Miałem 23 lata, niedowagę i intensywny program treningu personalnego, myśląc, że wyleczy mnie to z zaburzeń odżywiania. Podobnie jak w innych przypadkach, myślałem, że Atkins, surowa żywność lub cokolwiek innego będzie odpowiedzią na mój koszmar.
W następne urodziny kończę 40 lat. Od 11 do 25 roku życia żyłam w ukryciu z torturami zaburzeń odżywiania, głównie bulimii. To krótka migawka z tamtych czasów, pierwszy raz, kiedy o tym piszę lub zastanawiam się nad tym.
Neil Fox opowiada o swojej walce z bulimią
Wciąż nie jest to typowa rozmowa o facetach, nawet dla kogoś tak otwartego i czasami szczerego jak ja. Chociaż istnieje pewne uznanie dla chłopców i mężczyzn uzależnionych od sterydów w pogoni za "idealną męską sylwetką", rzadko mówi się o osobach z anoreksją lub bulimią, a zaimek używany jest prawie wyłącznie żeński. Jeśli chodzi o mężczyzn z zaburzeniami objadania się, poza żartami na ten temat, nie spotyka się to z takim samym zrozumieniem czy empatią.
Podczas gdy większość mężczyzn z zaburzeniami odżywiania jest heteroseksualna, uważa się, że mężczyźni homoseksualni i biseksualni są bardziej podatni na uleganie im. Dorzućmy do tego zdezorientowanych, takich jak ja, a to przepis na katastrofę.
Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy zacząłem ograniczać spożycie żywności, ale było to około 11 roku życia. Przez początkowe lata było to wyrzucanie jedzenia do kosza lub pomijanie posiłków, gdy tylko było to możliwe, oczywiście w tajemnicy. Choć nie było to zdrowe zachowanie, było łagodne przez jakiś czas. Później pojawiły się rygorystyczne diety, ale dopiero od połowy do późnych lat nastoletnich zaczęły się ogromne napady obżarstwa.
(Ponieważ zbyt dobrze wiem, jak omawianie konkretnych produktów spożywczych i wagi może wywołać u osób podatnych na zaburzenia odżywiania, postanawiam nie wchodzić w szczegóły).
Głodzenie się lub objadanie stało się normą w moim życiu. Charakter bulimii jest nieco łatwiejszy do ukrycia. Moja waga, choć zwykle niska, nigdy zbytnio nie wzrosła ani nie spadła, a biorąc pod uwagę mój wiek, była postrzegana jako moja normalna waga i rama.
Rzeczywistość okazała się zupełnie inna
W miesiącach następujących po moich 21. urodzinach nie było sensu udawać, że problem nie istnieje. Moja waga gwałtownie spadła, ponieważ oprócz chorowania kilka razy dziennie, spędzałem godziny na bieganiu lub szybkim marszu. W nocy ćwiczyłem również w sypialni, ponieważ na tym etapie sen był rzadkością. Mój umysł był stale aktywny i przepełniała mnie taka nienawiść do samego siebie, jakbym był piekielnie zdeterminowany, by się ukarać.
Lekarze tego nie zauważyli. Jeden, któremu próbowałem to wyjaśnić, zasugerował, żebym pił Guinnessa i jadł makaron, żeby się podbudować, inny powiedział, że moim problemem jest kawa! Ale naprawdę zacząłem desperacko szukać wyjścia z tego, co zawładnęło moim umysłem i w oczywisty sposób zagrażało mojemu zdrowiu. Zaburzenia równowagi żywieniowej i elektrolitowej, wahania nastroju, stres, wyczerpanie i oczywiście reakcja mojego organizmu na ciągłe oczyszczanie, pogarszały się.
Moja przyjaciółka brała udział w wieczornym kursie medytacji i w ten sposób rozpoczęła się dla mnie niezwykła podróż do wyjścia z bulimii. Poszłam i dołączyłam do kolejnych cotygodniowych zajęć.
W jakiś sposób bardzo stopniowo pomogło mi to połączyć się z moim ciałem i duszą w sposób, który nie był nadmiernie krytyczny, poniżający ani obraźliwy. Do tego czasu moje ciało przechodziło przez piekło.
Znalazłem kawiarnię Gloria Jean's na Clarendon Street w Dublinie, gdzie codziennie czytałem, próbując zrozumieć mój problem i to, co nim kierowało. Bardzo pomogły mi książki Geneen Roth, zwłaszcza "Feeding the Hungry Heart" i "When Food Is Love". Zacząłem korzystać z doradztwa w zakresie zaburzeń odżywiania w Marino Therapy Centre i byłem pierwszym mężczyzną i zazwyczaj jedynym, który uczęszczał na zmieniające życie sesje terapii grupowej z Marią Campion w każdy wtorkowy wieczór.
Minęło już ponad 15 lat, odkąd wyleczyłam się z bulimii. Był to stopniowy proces, który w końcu mnie opuścił. Było tak wiele fałszywych początków, z których żaden nie trwał dłużej niż kilka dni, kiedy jadłam stosunkowo normalnie (jak na standardy zaburzeń odżywiania) i powstrzymywałam się od wymiotów i ignorowałam piszczącą pokusę w mojej głowie, by głodować i biegać lub chodzić godzinami, aby odpracować skromne ilości, które w końcu udało mi się zjeść.
Pod koniec choroby, która pochłonęła więcej niż tylko tkankę tłuszczową - naprawdę zjadła moje istnienie - zacząłem nazywać te krótkie okresy wolności od niej "smakowaniem wolności".
Nawet w najgorszym momencie wiedziałam, że muszę uwolnić się od moich zaburzeń odżywiania. Nigdy tak naprawdę nie czułam, że to normalne, zaprzeczanie dotyczyło bardziej skutków, jakie to na mnie wywierało i innych możliwych konsekwencji. Nigdy tak naprawdę nie wierzyłem, że jest to tak poważne i niebezpieczne, jak było, a gdybym w jakimkolwiek momencie miał takie przeczucie, zwróciłbym je na siebie, obwiniając się za bycie tak żałosną porażką w życiu. Tajemniczość tego stanu z pewnością również podsycała wstyd.
Zachowania te stopniowo zanikały. Nagle zniknęły. Nigdy już nie powróciły. Wyzwaniem jest czarne lub białe myślenie, do którego wciąż jestem skłonny, a nienawiść do samego siebie może czasami wkradać się zbyt łatwo.
Ale kluczem do trwałego powrotu do zdrowia jest współczucie dla samej siebie. Nadal jestem tą samą osobą, która rozwinęła bulimię, aby poradzić sobie z moimi problemami - z braku lepszego określenia. Wyzwanie polega na tym, aby móc żyć ze wszystkimi moimi sprzecznymi stronami - dobrymi, złymi i tymi pomiędzy - bez zwracania się przeciwko sobie.
Jedzenie nie jest czymś, co przychodzi mi do głowy, nie planuję dni wokół niego. Jem, kiedy jestem głodna i staram się odpoczywać, ćwiczyć i zachować perspektywę. Od tego czasu walczyłem z innymi rzeczami, więc życie nie jest idealne - ale wtedy nie byłoby życiem. Moje ciało z pewnością nie jest już moim wrogiem, a jedzenie jest teraz dla mnie tym, czym jest. Nie jest ani wrogiem, ani kochankiem. Oczywiście nie stało się to z dnia na dzień. Jedyną rzeczą w życiu, którą wykluczam, są diety. Nie działają tak bardzo, jak przemysł wart miliardy euro lubi nam wmawiać, że jest inaczej.
Moje przesłanie jest proste. Możliwe jest całkowite wyleczenie się z zaburzeń odżywiania. Ale mężczyźni też muszą o tym mówić.
Źródło: Irish Independent