Ośrodek opieki stacjonarnej i dziennej

Prawdziwe życie: Moim marzeniem jest wygrać 16-letnią walkę z jedzeniem.

Artykuł w Irish Independent

Słowa padają na siebie, gdy Nicola zaczyna mówić. Bystra, elokwentna i świadoma 31-latka opisuje 16-letnie piekło swoich zaburzeń odżywiania.

Jej życie jest "absolutnie przerażające". "Mieszkam w domu z rodzicami. Boję się robić cokolwiek. To takie upokarzające. Kłamię na każdy temat. Mówię, że jestem taka i taka. To straszny wstyd, że muszę przyznać się do zaburzeń odżywiania".

Jest ładna i drobna, z entuzjastycznym uśmiechem i desperackim pragnieniem uwolnienia się od choroby.

Zaczęło się, gdy miała 15 lat. W jej życiu było wiele problemów - szkoła, związki, doświadczenia, których wolałaby nigdy nie doświadczyć.

"Nie mogłem patrzeć w lustro przez około 12 miesięcy. Nienawidziłem okien z powodu odbicia. Nienawidziłem siebie. Nie widziałam siebie, ale czułam się ogromna".

Zaczęła tracić na wadze. "To było niesamowite, czułam się najbezpieczniej, gdy miałam mniej kilogramów. Ludzie zostawiali mnie w spokoju. Byłam ofiarą, której ludzie bali się dotknąć i to było dobre uczucie. Zwrócono na mnie uwagę za utratę wagi".

Potem wylądowała w szpitalu, na oddziale ogólnym, między dwiema umierającymi starszymi kobietami. Jej lekarz dosłownie nią potrząsał, mówił, żeby sobie radziła, była wdzięczna, że żyje. "Inni krewni przychodzili i mieli złość w oczach. Nie chciałam być niewdzięczną małą krową, która postanowiła się zabić. Nie chciałam umierać, ale nie byłam zadowolona z życia. Konflikt był niewiarygodny".

Raz spotkała się z psychologiem, ale personel medyczny uznał, że terapia nie jest konieczna. "Poczułam ulgę" - przyznaje. "Jeśli chodzi o mnie, wszyscy chcieli mnie dopaść. Powstrzymywałam się. Nawet nie wiedziałam, kim on (psycholog) był. Nie chciałam być sama z nim w pokoju".

Kiedy opuściła szpital, jej matka została w domu i opiekowała się nią, a ona zaczęła czuć się lepiej. Nicola rozpoczęła studia z zamiarem zostania nauczycielką. Jednak w połowie kursu zaburzenia odżywiania powróciły i przeszła załamanie. Doradca w college'u zalecił jej wypróbowanie programu leczenia św. Miała 22 lata.

"Byłam pełna nadziei. Myślałam, że w końcu wyzdrowieję" - mówi.

Pomyślnie ukończyła program leczenia św. Jana Bożego już sześć razy. Wierzy, że to działa, ponieważ jej zaburzenie nie opiera się na strachu przed przybraniem na wadze, ale na desperackiej potrzebie ścisłej kontroli nad jedzeniem.

"Program jest bardzo rygorystyczny i idealnie do mnie pasował. Inne dziewczyny zostałyby wyrzucone z programu, ponieważ nie mogły osiągnąć zalecanej wagi".

Problem polegał jednak na tym, że gdy tylko opuściła ośrodek leczenia, nie była w stanie poradzić sobie z codziennym życiem i przestała jeść. W pewnym momencie ważyła zaledwie cztery kilogramy.

"Próbujesz zrezygnować z czegoś, co sprawia, że czujesz się bezpiecznie. To coś w twojej głowie. Próbujesz jeść, ponieważ wszyscy mówią ci, że to sprawi, że poczujesz się lepiej. Ale to sprawia, że czujesz się gównianie. Czujesz się brudny i zawstydzony.

"To nie jest życzenie śmierci", mówi. "Żyję z tym każdego dnia. Każdego dnia czuję się jak pogrzebana żywcem. Budzę się rano i myślę: "Jaki jest sens budzenia się z tym?"".

Z biegiem lat u Nicoli rozwinęła się osteoporoza pleców. Przestała miesiączkować na długie okresy i teraz nie jest pewna, czy kiedykolwiek będzie miała dziecko.

Przyjaźnie są trudne, ponieważ "bardzo się na mnie złoszczą". Przez jakiś czas miała chłopaka, ale był on przytłoczony jej sytuacją.

Nigdy nie wyjechała na zagraniczne wakacje, ponieważ boi się, że sobie nie poradzi. Często jest zła na siebie za to, jaka jest.

"Mam w sobie tyle gniewu i tak bardzo się boję, że nie mogę tego powstrzymać" - mówi.

Około 200 000 osób w Irlandii cierpi na zaburzenia odżywiania. Każdego roku odnotowuje się 80 zgonów związanych z zaburzeniami odżywiania, co czyni je najbardziej śmiertelnymi spośród wszystkich problemów związanych ze zdrowiem psychicznym w kraju.

W szpitalu St Vincent's w Elm Park w Dublinie znajdują się trzy publiczne łóżka dla chorych. Prywatne programy leczenia w szpitalach St John of God's i St Patrick's, oba w Dublinie, zwiększają całkowitą liczbę miejsc dla chorych do 20 łóżek w całym kraju.

Wiele osób cierpiących na zaburzenia odżywiania, podobnie jak Nicola, ukończyło takie programy kilka razy. Nicola ma teraz rozpocząć zupełnie nowy program leczenia w pierwszej w Irlandii klinice dedykowanej zaburzeniom odżywiania.

Ośrodek Lois Bridges jest tak daleki od zakładu psychiatrycznego, jak to tylko możliwe. Mieści się w Sutton, w północnej części Dublina, w pięknie odrestaurowanym georgiańskim domu. W ogromnej kuchni na otwartym planie mieszkańcy uczą się przygotowywać własne posiłki.

Według Teresy Moo, dyrektora klinicznego, nakłanianie mieszkańców do spożywania wystarczających ilości jedzenia nie jest jednak głównym celem leczenia.

Moorhead ma wykształcenie pielęgniarskie i zna Nicolę od kilku lat dzięki jej pobytom w St John of Gods. Słucha w milczeniu, jak Nicola wyjaśnia, jak dobrze radzi sobie z jedzeniem, gdy jest jej podawane. Trudnością jest karmienie się, gdy nie jest pod czyjąś opieką.

"Ludzie zakładają, że ktoś wyzdrowiał z zaburzeń odżywiania, gdy przybrał na wadze" - mówi Moorhead. "Ale to nie jest powrót do zdrowia. Powrót do zdrowia to wyjście w piątkowy wieczór do kina z przyjaciółmi i jedzenie popcornu".

"Nie wiem nawet, jak wygląda wnętrze kina" - mówi Nicola.

Mieszkańcy Lois Bridges biorą udział w kilku rodzajach terapii "konwersacyjnych", indywidualnych, grupowych i rodzinnych. Jak podkreśla Moorhead, zaburzenie odżywiania jest objawem i będzie nękać osobę cierpiącą, dopóki nie zacznie się zajmować pierwotną przyczyną problemu.

Model leczenia opiera się na ośrodkach w USA i Wielkiej Brytanii, które odnoszą sukcesy. Główną różnicą między tymi klinikami a tradycyjnymi ośrodkami jest to, że zachęcają one klientów do wzięcia odpowiedzialności za swoje codzienne życie, a nie tylko za nawyki żywieniowe.

Dla Nicoli nowe centrum jest promykiem światła na końcu długiego, ciemnego i bardzo samotnego tunelu. Przyznaje, że prawie boi się znów mieć nadzieję, choć jej oczy rozjaśniają się na myśl o tym, że pewnego dnia będzie mogła pójść do kina z przyjaciółmi w piątkowy wieczór i zjeść popcorn.

Zawsze chciała zostać pisarką. Jako dziecko miała małe biurko, przy którym siedziała i bazgrała.

Być może w przyszłości pojawi się artykuł opisujący drogę Nicoli do wyzdrowienia z jej udręki. Być może ten artykuł zostanie napisany przez samą Nicolę.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

pl_PLPolish
Przycisk Zadzwoń teraz